poniedziałek, 6 grudnia 2010

Wspomnieniowo


Znów wyjeżdżam z Krakowa. Droga. Niby jak każda inna. Jednak nie. Przynajmniej nie dla mnie.
Minęliśmy aleje, skręciliśmy w ul. Podchorążych, obok mnie, tuż przy Uniwersytecie Pedagogicznym, właśnie stoi tramwaj nr 4, który wraca z Nowej Huty i zmierza w stronę Bronowic Nowych. Chyba nie muszę mówić, ile ten tramwaj mi przypomina. Po mojej prawej stadion Wawel, gdzie z Ulą zawsze chodziłyśmy na biegi, szczególnie, gdy zaczynał się sezon wiosenny, a my byłyśmy pełne energii, motywacji i optymizmu. Obecnie, znów po prawej jest księgarnia francuska Edukator (to już ul. Bronowicka). Kolejne miejsce związane z Ulą, naszymi powrotami ze szkoły i rzecz jasna – naszą szkołą i dwujęzycznością. Parę metrów dalej Żabka, gdzie obowiązkowo kupowałyśmy Magnumy, bądź – w porze zimowej – czekoladę na drogę. Zaraz potem, sklepy i... nasze niezapomniane XVII LO :) Dalej podążamy Balicką, w oddali gdzieś po prawej widzę „nasz“ most, na którym wypaliłyśmy niezliczone ilości fajek, wysuwałyśmy miliony wniosków z życia, obserwacji i naszych przemyśleń. To tam, próbowałyśmy pojąć całą sztukę życia. Żadne słowa nie wyrażą tego, jak bardzo to miejsce jest dla mnie intymne i niezwykle ważne. Nie wiem, jak ktoś musiałby być dla mnie ważny, żeby go przyprowadzić właśnie na ten most i podzielić się wszystkim tym, co było i jest dla mnie jak bezcenny skarb.
Piękniejszej drogi nie mogłam mieć. Znów przez cały powrót do Wrocławia, będę się do siebie uśmiechała, mając przed oczami Kraków i te szczególne, najbardziej cenne dla mnie miejsca przed oczami. Ile ja bym dała, żeby móc znów to wszystko mieć...
O Boże... Balice obok! Tak, to jest wyjątkowa trasa. Jakkolwiek śmiesznie to zabrzmi, to jestem dumna z tego, że wciąż mam ten "nasz" pierścionek na palcu. Obietnicy złożonej dotrzymuję. 27 listopada 2009... dzisiejszy wieczór wyjątkowo mocno mi o tym dniu przypomniał. I poważnie, to był najbardziej wyjątkowy i najbardziej znaczący dzień w moim życiu.
Wyjechaliśmy z Krakowa, jesteśmy już na autostradzie. Facet włącza nam film. Wszystko fajnie, dopóki nie pojawia się aktor, który grał jedną z głównych ról w filmie "Nigdy nie mów żegnaj". Kolejne wspomnienia, tym razem związane z tegorocznym latem. Noc u Uli, taras, bezchmurne niebo pełne gwiazd, kolejne spostrzeżenia i zawsze towarzyszące im fajki. Wtedy, to były wiśniowe Djarumy... chowane na specjalne okazje.
Film został zmieniony na "Lektora". Ale to mnie już nie interesuje. Ciałem jadę do Wrocławia. Duchem, zostaję w Krakowie. Jak zawsze, zresztą.

1 komentarz:

  1. Boże, tyle chwil, tyle wspomnień... Właśnie oglądam Amadeusza, leci "Lacrimosa". Przypomina mi się koncert w kościele, całe Requiem na żywo, dokładnie takie jakie je znamy. Deszczowe dni, chłodne popołudnia spędzone na moście. Na Naszym Moście. Wiele razy wspominam każdą sekundę jaką pamiętam, spędzoną z Tobą. Szczerze mogę Ci powiedzieć Skarbie, że to był najpiękniejszy okres mojego życia. Dziękuję Ci za Niego :***

    OdpowiedzUsuń