sobota, 30 października 2010

Forgiveness


Wybaczanie jest jednym z najwrażliwszych i najbardziej indywidualnych kwestii w życiu człowieka. Każdy z nas podchodzi do tego na swój własny sposób. I ma do tego pełne prawo. Pozwolę sobie opisać mój punkt widzenia na tę sprawę.
Po pierwsze, wybaczenie nie zawsze jest równe podarowaniu komuś drugiej szansy. Można wyzbyć się żalu, odpuścić winy, ale to nie musi wcale oznaczać, że chcemy mieć cokolwiek do czynienia z osobą, która niegdyś wyrządziła nam coś złego.
Aby w ogóle, ubiegać się o wybaczenie, należy uświadomić sobie błędy, jakie się popełniło i ich nie powtarzać. Wyciągnąć z nich nauczkę. Przeprosić, nabrać pokory oraz uważać, aby nie potknąć się drugi raz o ten sam kamień i nie powtarzać błędnych schematów. Wiele osób na swoje główne usprawiedliwienie mówi: "błądzić - rzecz ludzka". Fakt. Jednak, jak mówi pewne łacińskie powiedzenie "Hominis est errare, insipientis in errore perseverare" (= "rzeczą ludzką jest błądzić, ale tylko głupiec trwa w błędzie"). Przykry jest fakt, że są wśród nas ludzie, którzy chcąc odbudować cokolwiek, tłumaczą się w taki sposób, aby uniknąć wypowiedzenia słowa "przepraszam". Dla mnie jest to niezbity dowód na to, że taka osoba nie czuje się niczemu winna. Skoro nie czuje się winna, znaczy, że nie widzi swojego błędu i uważa, że wszystko jest okej. W takim wypadku, wniosek jest prosty i podejrzewam, że na tyle oczywisty, że nie muszę go wypowiadać na głos.
Kolejna sprawa to zapomnienie, które wbrew pozorom, jest ściśle związane z aktem wybaczenia. Nie pojmuje, naprawdę nie potrafię tego pojąć, jak można zapomnieć o tym, co zostało nam wyrządzone. To tak, jakby zapomnieć o swoich przeżyciach, uczuciach i cierpieniach, jakich się doznało... tak, jakby wyzbyć się ostrożności i wystawić się na te same ciosy. Innymi słowy, w akcie wybaczania obie strony powinny wyciągać wnioski ze swoich doświadczeń, aby uniknąć kolejnych nieprzyjemnych sytuacji we wzajemnych relacjach. Po prostu, jak to moja mama mawia: "stosować zasadę ograniczonego zaufania".
Jak te sprawy prezentują się u mnie? Przede wszystkim, moja pierwsza i podstawowa zasada: nigdy nie zapominam. Nie potrafię i nawet nie chcę tego robić. Wybaczanie? W błahych sprawach, nie mam z tym problemu. Jednak jeśli ktoś mnie zawiódł na całej linii i przez to, długo się nie mogłam pozbierać... może spokojnie zapomnieć o jakimkolwiek wybaczeniu z mojej strony. Charakter mam taki, że wyrządzone krzywdy potrafię zapamiętać na długie lata, o ile nie na całe życie. W całym moim życiu, może, podkreślam może wybaczyłam raz.
3 lata temu spotkał mnie niesamowity cios i to od kogoś, kogo uważałam za najlepszego przyjaciela. Wybaczyłam (chyba), kiedy mnie szczerze przeprosił bez niczyich interwencji. Drugiej szansy nie było i nie będzie. Skrzywdzona, nie potrafię zaufać ponownie.
Poza tym, jednym i jedynym przypadkiem, kiedy faktycznie byłam w stanie "rozgrzeszyć" z win, nigdy nikomu nie wybaczyłam. Próbowałam, starałam się, wmawiałam sobie i (niestety) innym, że potrafię. Otóż nie. Za błędy się płaci. A u mnie, ta cena jest szczególnie wysoka.