wtorek, 2 listopada 2010

Kraków


Jedna wizyta w mieście, w którym spędziłam wiele lat mojego życia, dzisiaj sprawiła, że wyjeżdżając stamtąd byłam już innym człowiekiem.
Nie chcę się tu, na tym blogu zagłębiać w to, co czułam, mam od tego inne miejsce. Najzwyczjaniej w świecie, przebywając dziś w Krakowie, przejrzałam na oczy. W ciągu kilku minut zrozumiałam wiele istotnych dla mnie spraw i otrzymałam odpowiedzi na pytania, których nigdy nie śmiałam sobie zadać.
Gdyby ktoś mi kazał zdefiniować, czym jest dla mnie Kraków, myślę, że odpowiedziałabym jedno: "magią". Nie potrafię znaleźć innego, lepszego odpowiednika. To w tym mieście, żadnym innym, przeżyłam to, co mnie ukształtowało. Smutki, radości, przemyślenia, postanowienia, wnikliwe obserwacje, rozmowy na odważne tematy, spotkania przypadkowe i mniej przypadkowe z ludźmi ważnymi i mniej ważnymi. Mogłabym tak dłużej wymieniać. Każde miejsce wiąże się z wieloma wspomnieniami, nigdy z jednym, konkretnym.
Spacerując Plantami, poczułam, że w tym mieście naprawdę żyję. Wzięłam głęboki wdech i poczułam cudowny zapach jesieni. Liście drzew były pięknego, złotego koloru, a delikatny wiatr, choć ciepły, zapowiadał nadejście zimy. Muzyka w iPodzie, która jak zawsze działała na funkcji "mieszaj utwory", jakby zgadywała to, co pasuje do danej chwili. Do pełni harmonii i prawdziwego szczęścia, brakowało mi Uli.
Coś mi mówi, że pewnego dnia wrócę do Krakowa. Nie na godzinę, dzień czy tydzień, a na stałe. Kraków to skarbnica wspomnień, strażnik pamięci, który nie pozwala mi zapomnieć o tym, co najważniejsze.


Home is where the heart is.