sobota, 10 września 2011

Dreams - past and present

Film Woody'ego Allena "O północy w Paryżu" otworzył mi oczy na kilka spraw. Jak to zawsze ja, musiałam znaleźć jakieś 'drugie dno' w filmie.
Marzenia. Z biegiem czasu mogą zniknąć, ulec 'przeterminowaniu' czy ogólnym zmianom... ale są też takie, które zawsze pozostaną czymś upragnionym.
Kiedyś marzyły mi się ciągłe podróże, zwiedzanie świata, poznawanie nowych kultur, zwyczajów, religii i języków obcych. Piękna wizja, nie? No właśnie już nie. Taki tryb życia oznacza samotność, więc dziękuję, nie skorzystam.
Marzyły mi się też studia za granicą, najlepiej na Sorbonie w Paryżu. Przeszkód ku temu teoretycznie nie było, bo rodzina to jakoś przełknęła, a moja szkoła umożliwiała mi studia we Francji, bez żadnego problemu. Gdyby nie pewne sprawy, które miały początek zimą na przełomie 2009/2010r., możliwe, że pisałabym tego bloga z Paryża czy innego, francuskiego miasta. Czy żałuję? Nie, bo to, co mam tu, nie zamieniłabym na nic innego. Choć ze zwykłej ludzkiej ciekawości, czasem zastanawiam się, jakby to było tam...
W wieku 13-15 lat, marzyły mi się Stany Zjednoczone. Chciałam tam mieszkać jak nigdzie indziej. Teraz widzę, że mentalnie, nie pasuję do tamtego społeczeństwa. Co więcej, nie chcę pasować. Nic już w tym temacie nie dodam.
To takie największe marzenia z przeszłości. Te teraźniejsze, są skomniejsze, według mnie. Chciałabym spędzić całe życie z ukochaną osobą, budować z nią przyszłość, realizować wspólne plany i marzenia. Chciałabym mieć dobrą pracę, która pozwoli na dobre zarobki, ale nie odbierze mi życia osobistego. Chciałabym, aby przyjaciele po prostu przy mnie byli. Marzy mi się spokojne, acz szczęśliwe życie z moją Drugą Połówką.
Mówią, że kto mało od życia wymaga, ten mało od niego dostaje. Bzdura. Ja Wam jeszcze pokażę ;)

Everybody's changing
And I don't feel the same